Pamiętacie jak wyglądał Leonard Bernstein? Bo ja tak. Nie tak dawno, może parę lat temu w telewizji Kultura były powtórki jego Spotkań z muzyką, które odbywały się w Carnegie Hall albo Lincoln Center. Przekazywał swoim uczniom, fanom różne wskazówki jak grać i w ogóle takie przystępne wykłady o muzyce. I stąd zapamiętałam jak wyglądał ten słynny dyrygent i kompozytor.
A pamiętacie
tak bez zaglądania do Google jakie musicale skomponował? Prócz West Side Story? Tu trzeba poszukać wiedzy w wirtualnym świecie. Trouble in Tahiti, Wonderful town, operetka Kandyd, symfonię Jeremiah i Kaddish.
Film Maestro
opowiada o Bernsteinie, o legendarnym dyrygencie i kompozytorze. Pierwsze sceny
wydają nam się jak gdyby dokumentem, są czarno-białe. Widzimy Leonarda, już
starszego człowieka słyszymy jego wypowiedzi dotyczące żony, że za nią tęskni.
Zdjęcia są ziarniste i stylizowane na lata 70., mamy szerokie ujęcia,
charakterystyczną scenografię i są bardzo przegadane. Za chwilę przedwojenne kadry, jakby
archiwalne, gdy młody Lenny biegnie dyrygować pierwszy raz, a w radiu słyszymy,
że Hitler napadł na Polskę.
Film oglądam
z moim Gospodarzem, który jest Amerykaninem, a on doskonale zna i pamięta
sylwetkę Bernsteina. Nagle mówi, poznajesz Bradleya? Ja pytam- gdzie?
Reżyserem i
scenarzystą filmu jest Bradley Cooper oraz gra tytułową rolę.
Doskonała
charakteryzacja, wręcz znakomita uczyniła Bradleya Leonardem Bernsteinem. Plus
jego gesty, sposób poruszania się są identyczne z zachowaniem muzyka. To mi przypomina
interpretację Meryl Streep jako Margaret Thatcher albo naszego Roberta Więckiewicza jako Wałęsę.
Bradley,
którego pamiętamy z rozrywkowych kreacji w Kac
Vegas, Walentynki, Narodziny gwiazdy tutaj
przeszedł samego siebie i stał się prawdziwym Bernsteinem. On nie
gra, on nim jest. Latami przygotowywał się do tego filmu i roli. Uczył
się być kompozytorem, zgłębiał tajniki
dyrygowania, poznawania instrumentów,
szczególnie pianistycznych umiejętności.
Producentami
filmu są Martin Scorsese i Steven Spielberg. To doskonałe wsparcie.
Film ma
tytuł Maestro i jest hołdem dla Bernsteina, ale razem z nim widzimy jego
cudowną żonę, również pasjonatkę muzyki oraz aktywistkę społeczną. Felicja
zawsze go wspiera, otacza uczuciową
tolerancją związaną z podwójnym życiem
jakie prowadził jej mąż. Jego homoseksualizm był ukrywany. Felicja widzi go w objęciach mężczyzn. Chcą
się rozstać. Dużo rozmawiają.
Mają
troje dzieci, które również w okresie dojrzewania dowiadują się o
preferencjach ojca. On nie przyznaje się do tego.
Film jest
znakomity pod względem muzycznym, inscenizacji, scenografii i zdjęć.
Jest stylizowany na tamte lata. Jakbyśmy oglądali fabularyzowane dokumenty z kilkudziesięciu
lat. Takie bardzo przegadane. Nie zdążyłam przeczytać napisów. Z moim Gospodarzem oglądam filmy po angielsku z napisami, również po angielsku, żeby lepiej zrozumieć i zapamiętywać angielskie słówka.
Wydaje mi się, że Bradley Cooper jako reżyser i aktor
trochę przesadził, jest miejscami manieryczny i jego inscenizacyjny geniusz jest nienaturalny. Ale to moje subiektywne wrażenie.
Jednakże
warto obejrzeć ten film. Miał mnóstwo
nominacji, ale i nagrody. To nie jest
typowa biografia, to prawdziwe
skomplikowane życie człowieka,
wrażliwego geniusza. Wzrusza, gdy słyszymy takty z West Side Story w
takich normalnych rodzinnych sytuacjach. Jest wzniosły w chwili dyrygowania London
Symphony Orchestra II Symfonii Mahlera,
przytłaczająco smutny w czasie choroby Felicji. Pod koniec życia grał jeszcze Odę do radości po zburzeniu Muru Berlińskiego nazywając ją Odą do wolności.
Bardzo
polecam ten filmowy kontakt z geniuszem i jego sztuką.
Muzyk żył w latach 1918-1990.

Dziękuję za informację - postaram się obejrzeć.
OdpowiedzUsuńLeonarda Bernsteina pamiętam głównie jako dyrygenta. West Side Story raczej mi się nie podobało natomiast podoba mi się uwertura do jego opery Candide no i oczywiście aria z tej opery - Glitter and be gay ==> https://www.youtube.com/watch?v=EdC652e9dpE
Polecam punkt kulminacyjny 5m40s.